Światowy Dzień Morza 2025 – Rejs po Odrze z Zachodniopomorskim Klastrem Morskim 

Z okazji Światowego Dnia Morza 2025, razem z Zachodniopomorskim Klastrem Morskim, wzięliśmy udział w wyjątkowym rejsie po Odrze na pokładzie statku Odra Queen. To już piętnasty raz, kiedy społeczność morska naszego regionu spotyka się w duchu współpracy, wymiany doświadczeń i wspólnego świętowania tego ważnego dnia.   

Tegoroczne wydarzenie odbyło się pod hasłem „Odra, Bałtyk – Wizja Przyszłości”, a naszą kancelarię reprezentowali: Marcin Sokołowski, Bartosz Sierkowski, Maciej JanickiStanisław Kaup.

Podczas rejsu rozmawialiśmy o wielu istotnych kwestiach, w tym o: 

  • zamówieniach realizowanych przez firmy stoczniowe i offshore,  
  • planach budowy Mostu Kłodnego w Szczecinie, 
  • przyszłości szczecińskiego portu, opartego m.in. na projekcie Dolina Offshore.

Wspomniano również o współpracy firm takich jak Unity Line, Euroafrica i PŻB, które pod wspólną marką POLSCA Baltic Ferries dążą do intensyfikacji połączeń morskich. 

Spotkanie było również okazją do networkingu z przedstawicielami branży morskiej, przedsiębiorstw, samorządów oraz instytucji państwowych. Udział w wydarzeniu wzięło ponad 80 osób, w tym czołowi liderzy w tej dziedzinie. 

Dziękujemy organizatorom za inspirujące doświadczenie. Spotkania takie jak to, stwarzają świetną okazję do merytorycznych dyskusji, a także do budowania nowych partnerstw. Z radością czekamy na kolejne projekty współpracy i z niecierpliwością oczekujemy przyszłych inicjatyw w branży morskiej, które będą miały szansę kształtować rozwój naszego regionu. 

Zachodniopomorski Klaster Morski, a także inni uczestnicy rejsu, pokazali, jak ważna jest współpraca między przedsiębiorcami, samorządami i przedstawicielami instytucji publicznych, co tworzy świetną przestrzeń do rozmów z fachowcami i wymiany wiedzy w tym dynamicznie rozwijającym się sektorze. 

Business Garden Party – Gospodarka 360 

W piątek 19 września mieliśmy przyjemność uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu – „Business Garden Party – Gospodarka 360„, które odbyło się w ogrodzie Północnej Izby Gospodarczej. Spotkanie to inaugurowało nowy sezon biznesowy. Było też przestrzenią do merytorycznych rozmów oraz budowania nowych relacji między przedstawicielami różnych sektorów gospodarki.   

Z ramienia kancelarii w spotkaniu wzięli udział: Patryk Zbroja, Marcin Sokołowski, Bartosz Sierkowski, Ewa Lewkowska-Dąbrowska, Stanisław KaupJakub Cieśla.   

Tym, co wyróżniało to wydarzenie, było połączenie dwóch branż – energetyki morskiej oraz budownictwa, które, choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się niezwiązane, w rzeczywistości ściśle się uzupełniają. Sektor offshore, który rozwija się w Polsce, stwarza nowe potrzeby w budownictwie, szczególnie w zakresie infrastruktury niezbędnej do realizacji projektów związanych z energetyką wiatrową. W tym kontekście, firmy budowlane, które angażują się w projekty związane z energetyką wiatrową, stają przed wyzwaniami, które wymagają nie tylko specjalistycznej wiedzy, ale również efektywnej współpracy z innymi sektorami.   

Jako kancelaria, wspierająca oba sektory, cieszymy się, że mogliśmy być częścią dyskusji o innowacjach, inwestycjach oraz regulacjach prawnych, które wkrótce będą fundamentem dalszego rozwoju tych branż. Jesteśmy przekonani, że współpraca i wzajemne zrozumienie pomiędzy sektorami przyniesie korzyści w postaci zrównoważonego i dynamicznego rozwoju zarówno energetyki, jak i budownictwa w Polsce.    

Dziękujemy organizatorom i uczestnikom wydarzenia za możliwość uczestniczenia w inspirującej dyskusji. Już teraz nie możemy się doczekać kolejnych spotkań, które będą kontynuacją owocnego dialogu. 

 

Gdy jeden jacht przypomina inny – naruszenia własności intelektualnej 

Włoska grupa stoczniowa (z silnym udziałem chińskiego kapitału) od kilku miesięcy znajduje się w centrum międzynarodowego skandalu. Włoscy prokuratorzy badają zarzuty dotyczące szpiegostwa przemysłowego, po tym jak w biurze jednego z chińskich dyrektorów grupy rzekomo znaleziono urządzenia podsłuchowe.

To jeden z przykładów tego, jak brutalna jest walka o przewagę konkurencyjną w przemyśle jachtowym, wartym dziesiątki miliardów dolarów. Własność intelektualna jest tu także wymierną wartością. Gdy projekt może przynieść miliony euro zysku, narasta pokusa kopiowania rozwiązań konkurencji.

W tej publikacji omówimy najczęstsze przypadki naruszeń i sposoby ochrony przed nimi.

Design, który kosztuje

Kopiowanie designu zewnętrznego to bardzo duży problem w branży jachtowej. Współczesne jachty to często dzieła sztuki. Linia kadłuba ma już znaczenie nie tylko funkcjonalne, ale i estetyczne. Jednak granica między inspiracją a plagiatem jest często trudna do określenia. 

Spory o design dotyczą najczęściej charakterystycznych elementów – linii kadłuba, linii relingu, kształtu okien, proporcji nadbudówki czy profilu dziobu. Stocznie inwestują setki tysięcy euro w prace projektowe, a następnie obserwują, jak w krótkim czasie konkurenci wprowadzają na rynek „podobne” modele. Szczególnie narażone na kopiowanie są udane modele jachtów motorowych w przedziale 15-30 metrów – to segment, gdzie design ma kluczowe znaczenie dla sukcesu sprzedażowego. Włoskie stocznie od lat toczą mniej lub bardziej jawną wojnę o to, czyj design był “pierwszy”. 

Wojna o znaki towarowe 

Drugi najczęstszy typ naruszeń to nieuprawnione użycie znaków towarowych. W branży jachtowej marka ma ogromne znaczenie. Kupno jachtu to często decyzja prestiżowa, gdzie nazwa producenta jest równie ważna, jak jakość produktu. Problemy pojawiają się szczególnie na rynkach azjatyckich, gdzie lokalni producenci “swobodnie” traktują europejskie znaki towarowe. Dotyczy to nie tylko nazw stoczni, ale także oznaczeń konkretnych modeli jachtów, czy charakterystycznych logo umieszczanych na kadłubie. 

Stocznie muszą także chronić się przed podróbkami części zamiennych. Elementy wyposażenia sprzedawane pod markami premium niekoniecznie muszą takimi być. Co ważne, to nie tylko problem finansowy, ale i zagrożenie dla bezpieczeństwa żeglugi! 

Kradzież know-how  

Kolejnym problemem jest bezprawne wykorzystywanie rozwiązań technicznych i know-how. Współczesne jachty to zaawansowane technologicznie jednostki pływające, stworzone z innowacyjnych materiałów kompozytowych, wyposażone w zaawansowane systemy nawigacyjne czy nowoczesne rozwiązania multimedialne. 

Szczególnie narażone są: 

  • innowacyjne rozwiązania konstrukcyjne kadłuba;
  • systemy inteligentnego zarządzania jachtem;
  • rozwiązania w zakresie układów napędowych;
  • materiały i technologie produkcji kompozytów.

Problem pogłębia fakt, że branża jest stosunkowo niewielka – specjaliści często „przemieszczają się” pomiędzy konkurencyjnymi stoczniami, zabierając ze sobą wiedzę o procesach produkcyjnych i rozwiązaniach technicznych, po czym wprowadzają je u konkurencji. 

Konsekwencje prawne i finansowe

Naruszenia własności intelektualnej w branży jachtowej mogą kosztować fortunę. Sądy potrafią przyznawać wysokie odszkodowania za szkody wyrządzone przez kopiowanie designu, czy podrabianie marek. 

Poszkodowane stocznie mogą domagać się: 

  • zaprzestania produkcji i sprzedaży naruszających produktów;
  • odszkodowań za utracone zyski;
  • zadośćuczynienia za szkodę w wizerunku.

W przypadkach szczególnie rażących, gdy dochodzi do systematycznego kopiowania portfolio produktów konkurenta, odszkodowania można liczyć w milionach EUR. 

Jak się chronić 

Skuteczna ochrona własności intelektualnej w branży jachtowej wymaga kompleksowej strategii. Działania, które można w jej ramach podjąć to m.in: 

Rejestracja praw ochronnych – wzory przemysłowe, znaki towarowe i patenty powinny być rejestrowane nie tylko w Europie, ale też na rynkach azjatyckich i amerykańskich. Koszt globalnej rejestracji to ułamek potencjalnych strat. 

Monitoring rynku – regularne śledzenie działalności konkurentów i nowych produktów wprowadzanych na rynek pozwala na szybkie wykrycie potencjalnych naruszeń. Im szybciej zareagujemy, tym skuteczniejsze będzie działanie prawne. 

Zabezpieczenie know-how – klauzule poufności w umowach z pracownikami, ograniczenie dostępu do wrażliwych informacji i właściwe zabezpieczenie dokumentacji technicznej to podstawa ochrony przed kradzieżą know-how. 

Współpraca z organami celnymi – zgłaszanie znaków towarowych organom celnym ułatwia wykrywanie i zatrzymywanie podrabianych produktów na granicach. 

Przyszłość ochrony IP w jachtingu 

Branża jachtowa stoi obecnie innowacjami. Elektryczne napędy, inteligentne systemy zarządzania, materiały kompozytowe nowej generacji – to wszystko będzie wymagało jeszcze skuteczniejszej ochrony własności intelektualnej. 

Stocznie, które już dziś inwestują w kompleksową strategię ochrony IP, będą miały przewagę konkurencyjną w nadchodzących latach. Koszty takiej strategii to zazwyczaj ułamek budżetu marketingowego, a korzyści mogą być kluczowe dla przetrwania na konkurencyjnym rynku. 

W świecie, gdzie jeden udany design może przynieść ogromne przychody, ochrona własności intelektualnej przestaje być opcjonalna – staje się warunkiem sukcesu. 

Jeśli temat jest dla Ciebie interesujący, zapraszamy do naszych innych publikacji na temat własności intelektualnej: 

Cannes Yachting Festival 2025 – obraz światowej branży jachtowej

W tym roku, w Cannes, ponad 650 wystawców zaprezentowało 700 jednostek z całego świata.  

Udział w festiwalu zawsze ma dla naszej kancelarii wyjątkowe znaczenie. Od lat wspieramy przemysł jachtowy, oferując doradztwo przy budowie, sprzedaży, czarterze, leasingu, ubezpieczeniach, sporach, rejestracji jednostek oraz compliance i ESG. Cannes Yachting Festival to doskonała okazja do nawiązania kontaktów z producentami, dealerami i armatorami, poznania nowych trendów i wymiany doświadczeń z partnerami krajowymi i zagranicznymi. Dzięki udziałowi w wydarzeniu możemy jeszcze lepiej wspierać naszych klientów na rynku krajowym i międzynarodowym. 

Nasze główne obserwacje:

  1. Wolniejszy wzrost branży – sprzedaż utrzymuje się na wysokim poziomie, szczególnie w segmencie katamaranów i jachtów do 10–20 m. Zauważalne spowolnienie wynika z kosztów produkcji, dostępności materiałów oraz sytuacji gospodarczej powiązanej bezpośrednio m.in. z wojną w Ukrainie, polityką celną USA i napięciami na Bliskim Wschodzie.
  2. Ekologia jako megatrend – producenci stawiają na zrównoważony rozwój, oferując panele fotowoltaiczne, hybrydowe napędy i lżejsze konstrukcje. Jednak pełna elektryczność to nadal rozwiązanie niszowe, a infrastruktura portowa pod tym względem nie jest jeszcze dostatecznie rozwinięta.
  3. Katamarany – lider wzrostu – sprzedaż katamaranów rośnie dzięki połączeniu komfortu, przestronności i bezpieczeństwa.
  4. Rynek premium coraz bardziej konkurencyjny – duże marki, takie jak Azimut, Sunseeker czy Ferretti, oferują coraz większe i bardziej spersonalizowane jednostki. 
  5. Wyzwania – rosnące koszty produkcji, brak wykwalifikowanej kadry, regulacje ekologiczne, niepewność makroekonomiczna i rosnące obciążenia fiskalne wpływają na rozwój rynku. 

Szanse i kierunki rozwoju w branży:

  • Technologie hybrydowe i solarne, które mogą zdecydowanie obniżyć koszty użytkowania,
  • Nowe rynki, takie jak Bliski Wschód czy Azja, zyskują na znaczeniu. Ameryka Północna, mimo polityki celnej, też nie pozostaje w tyle.
  • Czarter premium i usługi after-sales to wyraźnie rosnące segmenty rynku.
  • Mobilność jachtingu, która staje się alternatywą dla tradycyjnych inwestycji w nieruchomości.

Na koniec, trzeba podkreślić, że Polska jest wciąż bardzo ważnym graczem na rynku jachtowym. W Cannes zaprezentowały się m.in. Galeon Yachts, Sunreef Yachts, Moon Yacht, Northman Shipyard, Parker Poland, Virtue Yachts i Wiszniewski Yachts, które udowodniły rosnącą rolę naszego kraju w produkcji jachtów premium. 

Tym bardziej więc nasza obecność za rok jest już prawie pewna 🙂

Konosament vs. morski list przewozowy: co wybrać w transporcie morskim?

W transporcie morskim konosamentmorski list przewozowy to najistotniejsze dokumenty, które potwierdzają zawarcie umowy przewozu towaru i jego przejęcie przez przewoźnika. Choć pełnią podobne funkcje, różnią się istotnie, co ma duże znaczenie w codziennym zarządzaniu transportem. Wybór odpowiedniego dokumentu wpływa na procesy transportowe, ubezpieczeniowe oraz przyszłość cyfryzacji w branży. Sprawdzamy szczegóły.

Podstawowe różnice między konosamentem a morskim listem przewozowym 

Pierwszą istotną różnicą, którą należy zauważyć, jest kwestia zbywalności obu dokumentów. Konosament jest tzw. dokumentem zbywalnym, co oznacza, że posiadacz konosamentu może sprzedać lub przenieść prawo do towaru na inny podmiot w trakcie transportu. Morski list przewozowy nie daje takiego prawa.

Konosament pełni również rolę tytułu do ładunku –  właściciel ma prawo do otrzymania towaru, może go również wykorzystać do zabezpieczenia wierzytelności, np. jako formę zabezpieczenia kredytowego. W przypadku morskiego listu przewozowego nie zachodzi taka możliwość.

Praktyczne konsekwencje wyboru dokumentu 

W zależności od specyfiki transportu, wybór między konosamentem a morskim listem przewozowym może mieć duże znaczenie. List przewozowy jest szczególnie korzystny w przypadkach, gdy nadawca i odbiorca mają stałe i zaufane relacje biznesowe. W takich sytuacjach, gdzie obie strony nie przewidują zmiany właściciela towaru w trakcie transportu, dokument ten upraszcza proces wydania towaru w porcie przeznaczenia. Odbiorca ładunku może otrzymać towar na podstawie danych zawartych w dokumencie, bez konieczności okazywania oryginału SWB. 

Z kolei konosament jest bardziej odpowiedni, gdy w trakcie transportu powstanie potrzeba przeniesienia praw do towaru, na przykład gdy towar jest wykorzystywany w obrocie handlowym lub gdy trzeba zabezpieczyć go na rzecz banku lub innego podmiotu. W takim przypadku konosament pełni funkcję papieru wartościowego, co zapewnia większą elastyczność w zarządzaniu transportem.

Zastosowanie morskiego listu przewozowego w praktyce 

Jak wspomnieliśmy, morski list przewozowy ma szczególne zastosowanie w relacjach, w których nadawca i odbiorca ładunku mają zaufanie do siebie i preferują uproszczoną procedurę transportową. Przykładem mogą być transakcje między firmami, które regularnie współpracują i nie przewidują zmian w zakresie własności ładunku w trakcie transportu. SWB w takim przypadku pozwala na szybkie i sprawne przeprowadzenie procedury wydania towaru, bez konieczności oczekiwania na przesyłanie oryginalnych dokumentów. 

Również w sytuacji, gdy odbiorca zapłacił fracht z góry, zastosowanie morskiego listu przewozowego jest korzystne. Dzięki temu, że nie ma konieczności przedstawiania oryginału dokumentu, cały proces transportowy staje się bardziej elastyczny i mniej obciążony formalnościami.

Wpływ dokumentów przewozowych na ubezpieczenie towaru 

Wybór pomiędzy konosamentem a morskim listem przewozowym ma także wpływ na procedury ubezpieczeniowe. Konosament, będący tytułem do ładunku, jest niezbędny w przypadku, gdy towar jest objęty ubezpieczeniem i kiedy konieczne jest przeniesienie prawa do ładunku w trakcie transportu. W takiej sytuacji, właściciel Konosamentu może ubiegać się o odszkodowanie w razie uszkodzenia lub utraty towaru, mając pełne prawo do roszczenia.

W morskim liście przewozowym, odbiorca nie posiada tytułu do ładunku, więc nie ma możliwości jego sprzedaży ani zabezpieczenia w ramach kredytu. W związku z tym, roszczenia ubezpieczeniowe mogą być bardziej skomplikowane, szczególnie gdy chodzi o przejście prawa własności ładunku.

Przyszłość dokumentów przewozowych – cyfryzacja 

Rosnąca cyfryzacja transportu morskiego powoduje, że dokumenty takie jak konosament oraz morski list przewozowy mogą wkrótce zostać zintegrowane z technologią blockchain, co znacząco zwiększy bezpieczeństwo ich obrotu. Takie rozwiązania umożliwią szybsze i bezpieczniejsze przekazywanie dokumentów, eliminując ryzyko ich utraty, a także umożliwią łatwiejsze zarządzanie łańcuchem dostaw.

Podsumowanie 

Wybór pomiędzy konosamentem a morskim listem przewozowym zależy od specyfiki transportu i potrzeb związanych z przenoszeniem praw do ładunku. Konosament jest bardziej odpowiedni w transporcie towarów, gdzie wymagana jest możliwość przeniesienia własności towaru w trakcie transportu. Z kolei morski list przewozowy sprawdzi się w przypadku, gdy transport odbywa się na podstawie zaufania między nadawcą a odbiorcą i nie zachodzi potrzeba przenoszenia praw do ładunku. Zrozumienie tych różnic pozwala na wybór najbardziej odpowiedniego rozwiązania, które zminimalizuje ryzyko i uprości cały proces logistyczny.

Branża TSL na fali wznoszącej. Nasze wnioski po konferencji Intermodal in Poland 2025

10 września uczestniczyliśmy w konferencji Intermodal in Poland – North–South, która już po raz czwarty odbyła się w Szczecinie. To wydarzenie z roku na rok przyciąga coraz większą liczbę uczestników i staje się jednym z najważniejszych punktów w kalendarzu branży TSL. Organizatorzy – Intermodal NewsGrupa CSL – zadbali o to, aby program łączył część merytoryczną z przestrzenią do wymiany doświadczeń i networkingu. Atmosfera spotkania potwierdziła, że sektor transportu intermodalnego w Polsce dynamicznie się rozwija, a działanie w tej branży wymaga   znajomości prawa, regulacji unijnych, a nawet bezpieczeństwa militarnego.

Rynek intermodalny – dane i trendy

Na wstępie zaprezentowano aktualne dane dotyczące rynku kolejowego transportu intermodalnego. W I półroczu 2025 r. liczba jednostek przewozowych wyniosła 864 tys., co oznacza wzrost o 1,7% w porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego. Jeszcze lepiej wygląda wskaźnik liczby TEU, który osiągnął poziom 1,36 mln, notując wzrost o 3,2%. Te dane świadczą o tym, że transport intermodalny staje się coraz bardziej efektywny i konkurencyjny wobec innych gałęzi transportu.

Jednocześnie odnotowano spadki w masie przewożonych towarów (13,4 mln ton, -2,3%) oraz w pracy przewozowej (4,5 mld tkm, -3,4%). Eksperci wskazywali, że może to być związane ze zmianą struktury przewożonych ładunków i dystansów – więcej jest przewozów kontenerów, ale o niższej masie, realizowanych na krótszych trasach. Z prawnego punktu widzenia oznacza to konieczność jeszcze lepszego dopasowywania kontraktów i warunków przewozowych do realiów rynkowych.

Porty jako HUB sieci TEN-T

Jednym z głównych tematów pierwszego dnia konferencji była rola portów w Szczecinie i Świnoujściu jako hubu w ramach sieci TEN-T. Podczas debaty otwierającej przedstawiciele portów, operatorów i uczelni wyższych podkreślali, że inwestycje w infrastrukturę – takie jak modernizacja dostępu drogowego do portów, rozwój Zachodniego Obejścia Szczecina czy inwestycje w Policach – są kluczowe dla zwiększenia konkurencyjności polskich portów w Europie.

To zagadnienie ma ogromne znaczenie praktyczne. Integracja portów z siecią TEN-T wymaga dostosowania do wymogów unijnych i krajowych, co przekłada się na liczne procedury administracyjne, decyzje środowiskowe i umowy infrastrukturalne.

Korytarz Północ–Południe i zielona transformacja

Kolejne debaty poświęcono transportowi intermodalnemu na osi Północ–Południe oraz perspektywom zielonej transformacji sektora TSL. Wskazywano, że Polska, dzięki swojemu położeniu geograficznemu, ma naturalny potencjał do bycia pomostem między portami Morza Bałtyckiego a portami Adriatyku. Ten korytarz transportowy nabiera szczególnego znaczenia w kontekście bezpieczeństwa dostaw i dywersyfikacji tras przewozowych.

Jednocześnie mocno wybrzmiał temat zielonej transformacji. Wskazano, że redukcja emisji, elektryfikacja transportu i rozwój alternatywnych źródeł energii stanowią wyzwanie dla branży. Dodatkowo przestają być już tylko elementem strategii ESG, a stają się realnym warunkiem udziału w łańcuchu dostaw. Dla prawników to jasny sygnał, że coraz częściej będziemy doradzać w zakresie regulacji środowiskowych, kontraktów uwzględniających cele klimatyczne oraz obowiązków raportowych na gruncie unijnym.

Mobilność wojskowa – nowe perspektywy dla branży logistycznej

Kolejną część poświęcono kwestii mobilności wojskowej. Paneliści odnieśli się do aktualnej sytuacji geopolitycznej, w tym naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony. Wskazano na nowe perspektywy dla branży logistycznej i specyficzne wymogi transportów wojskowych.

Podsumowanie

Konferencja Intermodal in Poland to nie tylko prezentacje i debaty. To była również okazja do spotkań, rozmów i wymiany doświadczeń. Około 180 uczestników – przedstawicieli portów, operatorów intermodalnych, przewoźników, administracji i ekspertów – stworzyło wyjątkową przestrzeń networkingową. Szczególną wartość miała możliwość bezpośrednich rozmów z praktykami, co pozwala lepiej zrozumieć aktualne potrzeby rynku.

Jak nowe porozumienie handlowe między UE i USA wpłynie na przemysł jachtowy?

W kwietniu pisaliśmy o rozwoju “wojny celnej” między UE a USA oraz jej wpływie na przemysł jachtowy. Od tamtej pory sytuacja zmieniła się i od dynamicznej eskalacji napięć przechodzimy do napawającego optymizmem planu porozumienia. Przed paroma dniami, na stronie Komisji Europejskiej opublikowano projekt zmian, które mają niebawem mają być wprowadzone. Przy czym są to założenia, które przywódcy UE i USA mają zamiar wcielić w życie. 

Nowa stawka celna 

Według poprzednich deklaracji Donalda Trumpa cła nakładane na towary z UE, takie jak wyroby farmaceutyczne, samochody czy elektronika, sięgały 25%, nie licząc stawek funkcjonujących w ramach WTO (co w praktyce nieraz ustalało stawki na poziomie 27,5%). Zgodnie z porozumieniem cła na większość dóbr zostaną obniżone do 15%. Ta stawka ma być kompletna (tj. ma zawierać w sobie stawkę WTO) i będzie dotyczyła większości towarów importowanych do USA z UE. Na razie nie ma informacji, czy stawka obejmie również jednostki rekreacyjne, jak jachty i ich części. 

Zakres porozumienia 

Porozumienie nie wyjaśnia wszystkich kwestii. Nie wiadomo, czy regulacje obejmą wszystkie strefy przemysłu, czy może niektóre wyłączą. Pod tym względem nie wiadomo, jaki to wywrze wpływ na przemysł jachtowy i branżę morską. Wskutek rozmów UE wycofała się z 30-procentowych ceł odwetowych na łodzie rekreacyjne z USA, co może wpłynąć na większą konkurencyjność dostawców łodzi i potencjalne zwiększenie eksportu. 

Cła na stal i aluminium 

Wspólne oświadczenie nie objęło kwestii ceł na import stali i aluminium. Zawartość tych metali w produktach podlega teraz stawce 50%, a Departament Handlu USA uzupełnił listę ceł o kolejne towary złożone z takich surowców. Może się to odbić na cenach części sprowadzanych z USA, w tym również na produktach istotnych w przemyśle jachtowym. Już teraz w wykazie znajdują się takie elementy łodzi jak silniki zaburtowe, czy akcesoria hydrauliczne lub elektryczne. W tym przypadku pozostaje liczyć, że w wyniku dalszych rozmów wyłączone będą spod takich ceł towary sprowadzane z UE. 

Najbliższa przyszłość 

Choć postanowienia zawarte w porozumieniu jeszcze nie obowiązują, to dają nadzieję na poprawę relacji między UE a USA, a tym samym na lepszą sytuację przedsiębiorców (również jachtowych) po obu stronach Oceanu Atlantyckiego. Jeżeli następne rozmowy będą przebiegały w podobnym tonie, możemy spodziewać się korzystnych rozwiązań w zakresie handlu i stawek celnych.

Leasing superjachtu – gra w innej lidze formalności 

Dlaczego leasing dużego jachtu to inna liga 

Superjachty budzą zawsze większe emocje. To większe pieniądze, większy luksus, ale też więcej formalności i większa odpowiedzialność. 

Ale czym w ogóle jest superjacht?  

My prawnicy mamy słabość do definicji, ale to pojęcie nie zostało nigdzie w polskich przepisach zdefiniowane. Zwyczajowo przyjmuje się, że superjachtami są jednostki powyżej 24 metrów długości (80 stóp). Zwykle ta kategoria kończy się na 60 metrach (197 stopach). Większe to już megajachty, albo po prostu statki. 

I choć ten artykuł znajdzie zastosowanie także do jachtów wykraczających poza te ramy, to jednak leasing przy zakupie megajachtu to rzadkość. Przynajmniej na polskim rynku. 

W Polsce granica między luksusowymi, dużymi jachtami a superjachtami ma swoje odzwierciedlenie przede wszystkim w przepisach rejestrowych.  

Funkcjonują u nas dwa systemy rejestracji:

  • Reja24,
  • rejestr okrętowy.  

Zasadą jest to, że jacht o polskiej przynależności, którego długość kadłuba przekracza 24 m, musi być wpisany do rejestru okrętowego.  

Z kolei jachty o długości kadłuba do 24 metrów, podlegają – wpisowi do uproszczonego rejestru – Reja24. 

Forma przeniesienia własności superjachtu 

Co się zatem dzieje z superjachtem? Superjacht czyli jednostka z kadłubem przekraczającym 24 m, która ma pływać pod polską banderą, musi być wpisana do rejestru okrętowego. To z kolei wiąże się z pewnymi dodatkowymi wymogami formalnymi dotyczącymi formy sprzedaży takiego jachtu. 

Jeśli jacht należy do polskiego obywatela mieszkającego w RP albo do polskiej spółki, umowa o przeniesienie własności jachtu musi być zawarta w formie pisemnej z podpisami notarialnie poświadczonymi.  

O tym, jak duże to ma znaczenie dla formy umowy leasingu już za chwilę. 

Na czym polega leasing superjachtu 

W praktyce mamy dwa podstawowe typu leasingu – finansowy i operacyjny. Różnice między nimi są spore i dotyczą m.in. kwestii podatkowych. Jednak z naszej perspektywy ważne jest też to, że każdy z tych typów ma inne zasady wykupu. 

Leasing operacyjny jest bardzo podobny do długoterminowego najmu. Założeniem leasingu operacyjnego jest przede wszystkim korzystanie z jachtu, a nie jego wykup na koniec. Wykup jest zazwyczaj możliwy, ale jest celem tej umowy. 

Przy leasingu finansowym wykup jest zasadą. Często umowy leasingowe są napisane w taki sposób, że sama sprzedaż przedmiotu leasingu (w naszym przypadku superjachtu) następuje automatycznie, po spełnieniu określonych warunków. Strony nie planują już zawierania żadnych dodatkowych umów. Jest wystawiana faktura i na tym sprawa się kończy. Ale tutaj właśnie czai się pułapka.  

Jak wygląda umowa dotycząca wykupu superjachtu 

Dla zrozumienia umowy konczącej leasing, na podstawie której wykupujesz superjacht musisz odróżnić dwie prawniczej konstrukcje:

  • umowę zobowiązującą

od 

  • umowy rozporządzającej pod warunkiem.

Umowa zobowiązująca przewiduje, że po zakończeniu leasingu każda ze stron ma dodatkowe obowiązki. Te obowiązki sprowadzają się do zawarcia dodatkowej umowy (umowy wykupu), a czasem do złożenia dodatkowych oświadczeń w określonych umową terminach. 

Z kolei umowa rozporządzająca pod warunkiem zakłada automatyzm. Obowiązek przeniesienia własności i warunki sprzedaży (w tym także cena) wynikają już z samej umowy leasingu i ewentualnie z aneksów. A po zakończeniu leasingu korzystający otrzymuje tylko fakturę dokumentującą zakup i to wszystko. 

I właśnie od tego, która z tych opcji znajduje się w umowie leasingu zależy, jakie wymogi formalne musi spełniać albo umowa leasingowa, albo umowa wykupu.  

Pułapka „własność przechodzi fakturą” 

I w tym miejscu pojawia się pytanie – czym właściwie jest faktura VAT?  

Czy mogę na jej podstawie zbyć własność? I to własność superjachtu? 

Faktura VAT to nic innego jak dokument księgowy. Potwierdza ona zawarcie albo realizację umowy, ale sama w sobie umową nie jest. Faktura jest wystawiana przez jedną tylko stronę umowy, a do tanga trzeba co najmniej dwojga.

Skoro więc faktura VAT nie jest podpisywana przez obie strony i tylko potwierdza sprzedaż, to przeniesienie własności na pewno nie nastąpi na jej podstawie. Faktura tylko potwierdzi przeniesienie własności, które wynika z umowy leasingowej albo z innej umowy sprzedaży. 

Ale w przypadku superjachtu do zbycia potrzebna jest forma pisemna z podpisami notarialnie poświadczonymi.  

Zatem obie strony muszą się na takiej umowie podpisać i to w obecności notariusza. Inaczej przeniesienie własności będzie zwyczajnie nieważne. 

A co na to Sąd Najwyższy 

W 2005 roku sprawą formy umów przenoszących własność statków wpisanych do rejestru zajął się nasz polski Sąd Najwyższy (IV CK 108/05). Co prawda wyrokował na gruncie nieobowiązującego już Kodeksu morskiego z 1961 r., jednak przepis, na którym bazował w nowej ustawie brzmi tak samo. 

Sąd Najwyższy stwierdził, że w praktyce można się spotkać z dwoma poglądami: 

  1. umowa zobowiązująca strony do zawarcia kolejnej umowy (umowa przedwstępna) powinna być zawarta w formie szczególnej (w naszym przypadku z podpisami potwierdzonymi przez notariusza), oraz
  2. umowa zobowiązująca nie musi być zawarta w szczególnej formie – takiej formy wymaga tylko umowa przenosząca własność. 

A więc Sąd Najwyższy, według mnie bardzo słusznie, stwierdził, że forma pisemna z podpisami notarialnie poświadczonymi dotyczy tylko takich umów, które faktycznie powodują przeniesienie własności.  

Ten wymóg nie dotyczy więc umów, które jedynie zobowiązują strony albo umożliwiają im przeniesienie własności jachtu. 

A jakie to ma znaczenie dla umów leasingowych? Otóż bardzo doniosłe. 

Jeżeli w umowie leasingu mamy zapis o tym, że po upływie okresu leasingu strony zawrą umowę wykupu, to dla takiej umowy leasingu wystarczy zwykła forma pisemna. 

Jeśli jednak mamy wykup automatyczny, który nie wymaga żadnej dodatkowej umowy, to umowa leasingu musi mieć formę pisemną z podpisami notarialnie poświadczonymi. 

Jak bezpiecznie skonstruować wykup w leasingu dużego jachtu 

W praktyce ocena jaką formę powinna mieć umowa wcale nie jest tak prosta jakby się wydawało. Podpowiedzią może być ustalenie czy strony poza umową leasingową, zawrą jeszcze jakąś dodatkową umowę. 

Zgodnie z polskim prawem, przy ocenie znaczenia umowy wcale nie jest najistotniejsze jej brzmienie. O wiele ważniejsze jest to, co strony chciały osiągnąć – jaki był ich wspólny zamiar. 

Jeśli więc strony chciały wszystkie formalności załatwić jedną umową, a po zapłaceniu ceny po prostu wystawić fakturę, trzeba uznać, że to umowa sprzedaży pod warunkiem. To znaczy, że taka umowa leasingu superjachtu wymaga szczególnej formy. Z kolei, jeśli strony zakładają, że zakończenie leasingu daje im prawo do wykupu, ale strony zawrą kolejną umowę, wtedy to ta druga umowa będzie musiała mieć formę szczególną.

Podsumowanie

Sprzedaż superjachtu wymaga szczególnej uwagi. Często błędy pojawiają się już na etapie źle skonstruowanej umowy leasingowej. Wyprostowanie takich błędów wcale nie musi być proste i może wymagać karkołomnych rozwiązań prawnych, którym można było zapobiec wcześniejszą analizą zapisów umów leasingowych.  

A skutki? Cóż… najpoważniejszym może być nieważność umów zbycia jachtu przez korzystającego oraz niemożność wykreślenia jachtu z rejestru. Zdecydowanie więc, warto im zapobiec zawczasu.

Czarter jachtu bez pułapek – na co uważać przed podpisaniem umowy?

Czarter jachtu to coraz częściej wybierany sposób spędzania wakacji. Daje poczucie wolności, możliwość odkrywania nowych miejsc i kontakt z naturą, zazwyczaj bez tłumów, hotelowych kolejek i sztywnego grafiku. Wystarczy kilka kliknięć, żeby znaleźć wymarzony jacht, termin i ruszyć w rejs marzeń. Ale zanim postawisz stopę na pokładzie, warto spojrzeć na to, co podpisujesz.

Umowa czarterowa to nie tylko papier do odhaczenia „dla formalności”. To dokument, który może mieć realne konsekwencje – prawne, finansowe i organizacyjne. I choć istnieją dobre, sprawdzone wzorce umów (stosowane przez renomowane firmy czarterowe i brokerów), w praktyce – zwłaszcza na rynku lokalnym – wiele umów tworzonych jest na szybko lub kopiowanych z nieznanego źródła.

W efekcie czarterujący często nie wie, za co dokładnie płaci, co się stanie, jeśli coś się zepsuje albo jeśli pogoda pokrzyżuje plany. A to prosta droga do nieporozumień, nieprzyjemności… i zepsutych wakacji.  

Co dokładnie kupujesz  

Najczęstsze problemy to brak jasności co do tego, co obejmuje cena – zdarza się, że za sprzątanie końcowe, paliwo, opłaty portowe czy nawet pościel trzeba płacić osobno, choć czarterujący sądzili, że wszystko jest „w pakiecie”. Kiedy brakuje szczegółowego zestawienia, niespodziewane dopłaty mogą sięgnąć kilkuset euro.

Warto w takiej sytuacji zwrócić uwagę na to, czy umowa, którą podpisujesz faktycznie oddaje to, na co umawiasz się z armatorem. Jeśli z kolei nie wiesz co obejmuje usługa, którą kupujesz, dopytaj i zapisz to w umowie.  

Kaucja – zwracana czy nie 

Kolejna kwestia to kaucja. Zdarza się, że umowa nie precyzuje, kto i kiedy dokonuje jej rozliczenia, co oznacza „uszkodzenie” albo „bezszkodowy zwrot” i w jakim zakresie właściciel może ją potrącić. W efekcie nawet drobne rysy na burcie czy zgubiona kotwiczka mogą skończyć się brakiem zwrotu kilku tysięcy złotych. 

Umowa nigdy nie zabezpieczy 100% sytuacji. Możesz jednak zmniejszyć swoją niepewność, jeśli dodasz prosty zapis o tym, że kaucja podlega przepadkowi tylko do wysokości udokumentowanych i uzasadnionych kosztów usunięcia usterki. Możesz też dodać, że zwykłe zużycie (np. niewielkie rysy niewymagające żadnego działania) nie powoduje utraty kaucji. 

Gdy coś się zepsuje  

Inny częsty problem to brak informacji, co robić w przypadku awarii lub problemów z jachtem. Niedziałająca klimatyzacja? Zepsuta toaleta? Brak radia? Brak właściwego oświetlenia? Jeśli umowa milczy, trudno liczyć na obniżkę ceny lub jakiekolwiek wsparcie w trakcie rejsu. 

Jasne, umawiacie się na sprawny jacht, ale co z tego, jeśli jakiekolwiek środki może odzyskasz dopiero po skończonym urlopie. O wiele lepiej od razu zaplanować możliwe problemy. Nie wymieniaj ich wszystkich, po prostu dodaj, że jeśli jacht nie odpowiada standardom umówionym (czyli temu co uzgodniliście), to możesz żądać obniżenia ceny. Z kolei, jeśli jacht nie spełnia wymogów bezpieczeństwa, armator musi Tobie podstawić jacht taki sam lub o takim samym albo wyższym standardzie, albo oddać pieniądze i naprawić szkodę.   

Czy możesz zrezygnować z rejsu  

Ważna jest też kwestia anulowania czarteru. Umowy często nie przewidują sytuacji, w których czarterujący – z ważnych powodów – musi zrezygnować z rejsu. Brak elastyczności w takich przypadkach może oznaczać utratę całości wpłaconych środków, nawet przy dużym wyprzedzeniu. Pamiętaj, żeby określić do kiedy możesz zrezygnować i co się wtedy dzieje z wpłaconą zaliczką.  

Kto odpowiada za szkody wobec osób trzecich  

Warto też zwrócić uwagę na temat odpowiedzialności cywilnej czyli kto odpowiada za szkody wyrządzone osobom trzecim. Czasem czarterujący ponosi taką odpowiedzialność, choć nie jest świadomy, że jacht nie ma odpowiedniego ubezpieczenia OC albo jacht casco. To z pozoru drobiazg, ale w przypadku wypadku w porcie lub kolizji może oznaczać bardzo wysokie koszty. 

📌 Kwestie ubezpieczenia (OC, casco, kaucja ubezpieczeniowa) omówimy dokładniej w osobnym materiale.

Ukryte koszty i opłaty „drobne”  

Niepokojące bywają też opłaty, które pojawiają się dopiero po podpisaniu umowy – np. VAT, sprzątanie, serwis portowy. Cena końcowa może wtedy wzrosnąć nawet o 20–30% względem tego, co ustalono wcześniej mailowo czy telefonicznie. 

Niech umowa dokładnie określa – wprost albo przez odesłanie do załączonego cennika, ile i za co musisz zapłacić. To na pewno musisz już wiedzieć przy jej podpisywaniu.  

Umowa tylko dla właściciela 

Czasami umowa zawiera zapisy bardzo jednostronne – np. właściciel może bezkarnie zmienić jacht lub anulować czarter, ale czarterujący ma surowe kary za każdą zmianę. Taki brak równowagi to sygnał ostrzegawczy. 

Bez protokołu ani rusz 

Wreszcie: zbyt często zapomina się o spisaniu stanu technicznego jachtu przy odbiorze. Brak dokumentacji zdjęciowej, brak protokołu, brak spisu wyposażenia – wszystko to działa później na niekorzyść czarterującego, jeśli właściciel stwierdzi „nowe” uszkodzenia. 

Protokół daje bezpieczeństwo obu stronom, więc wszystkim powinno zależeć na jego podpisaniu. Dla pewności zawsze zrób szczegółowe zdjęcia jachtu w dacie jego odbioru i zdania.  

To nie zniechęcanie – to ostrzeżenie 

Czy to wszystko oznacza, że nie warto czarterować jachtu? Wręcz przeciwnie. To jeden z najlepszych sposobów na wakacje – pod warunkiem, że jesteśmy świadomi, na co się piszemy. 

Jeśli jacht czarterujesz na Morzu Śródziemnym, jest duża szansa, że armator albo broker będzie korzystał ze sprawdzonych wzorców (np. MYBA Charter Agreemeny). Jednak nawet to nie zwalnia Cię z obowiązku zapoznania się z umową. Pamiętaj, że nieznajomość prawa, także tego wynikającego z umów, szkodzi.   

Wykorzystaj checklistę przed podpisaniem umowy czarterowej 

A na koniec, sprawdź naszą checklistę. Na pewno Ci się przyda! 

🔲 Czy wiesz dokładnie, co obejmuje cena (a co jest dodatkowo płatne)?
🔲 Czy masz opis procedury odbioru i zdania jachtu oraz zasad zwrotu kaucji?
🔲 Czy umowa zawiera kontakt do osoby odpowiedzialnej za awarie lub reklamacje?
🔲 Czy wiesz, co się stanie, jeśli zrezygnujesz z czarteru?
🔲 Czy jacht ma ważne ubezpieczenie OC, jacht casco?
🔲 Czy musisz mieć jakieś dodatkowe ubezpieczenie – OC skippera?
🔲 Czy znasz wszystkie dodatkowe koszty (VAT, sprzątanie, serwis portowy)?
🔲 Czy umowa jest „symetryczna” – czy obowiązki i prawa są po obu stronach?
🔲 Czy przy odbiorze będzie protokół i dokumentacja stanu technicznego jachtu?

Z dna morskiego na plac budowy – jak uprościć proces wykorzystywania refulatu

Wielkoskalowe inwestycje infrastrukturalnezwłaszcza budowa nowych portów, terminali kontenerowych czy sztucznych nabrzeżypochłaniają gigantyczne ilości surowców takich jak piasek, żwir i kamień.  

Coraz częściej w branży mówi się jednak o zastąpieniu części tych materiałów tzw. refulatemurobkiem wydobywanym przy okazji pogłębiania torów wodnych, akwenów portowych i podejść do portów.

Choć brzmi to technicznie, w praktyce chodzi o naturalny, często dobrze uziarniony piasek (lub mieszankę piasku i żwiru), który pod względem parametrów inżynierskich może świetnie sprawdzić się jako „wypełniacz” przy budowie współczesnych obiektów hydrotechnicznych.

Problem w tym, że droga refulatu z dna morza na plac budowy jest dziś daleka od prostej.

Zanim pierwsza łyżka koparki (a właściwie czerpaka pogłębiarki) trafi na teren inwestycji, inwestor musi pokonać gęstą sieć regulacji:

  • od prawa geologicznego i górniczego,
  • przez ustawę o obszarach morskich RP,
  • po przepisy dotyczące odpadów oraz ocen oddziaływania na środowisko.

W efekcie inżynierowie i prawnicy mówią jednym głosem:

– nawet gdy refulat jest jakościowo „idealny”, bariery formalne potrafią zniweczyć ekonomiczny sens jego użycia.

Przyjrzyjmy się zatem krok po kroku obowiązującym dziś regułom gry:

  • kto formalnie włada urobkiem,
  • kiedy staje się on kopaliną, kiedy odpadem, a kiedy pełnoprawnym surowcem budowlanym.

Analizujemy również, jakie zmiany ustawowe i wykonawcze mogłyby realnie odblokować refulat dla inwestycji portowych.

Bez ryzyka dla środowiska, budżetu państwa ani zasad pomocy publicznej.

Refulat – co to w ogóle jest i dlaczego bywa problematyczny

Refulat to urobek, który powstaje w trakcie pogłębiania dna morskiego, rzek lub innych akwenów, a więc operacji niezbędnych, by współczesne statki o coraz większym zanurzeniu mogły swobodnie wchodzić do portów i manewrować w basenach portowych.

Z geologicznego punktu widzenia jest to mieszanina piasku, żwiru, frakcji pylasto‑iłowych, a nierzadko również osadów, w których mogą akumulować się metale ciężkie lub inne związki chemiczne pochodzące z działalności człowieka.

Dlatego każdorazowo przed jego wykorzystaniem konieczna jest dokładna charakterystyka składu mineralogicznego i chemicznego, aby wykluczyć ryzyko środowiskowe.

Jeżeli badania wskazują, że refulat nie stanowi zagrożenia dla ekosystemu, staje się atrakcyjnym surowcem budowlanym. Zarówno ekonomicznie – bo nie trzeba go dowozić z lądu, jak i ekologicznie – bo ogranicza się ślad węglowy transportu oraz wydobycie kopalin lądowych.

Urobek z prawnej perspektywy

Z perspektywy prawa refulat należy jednak traktować bardzo ostrożnie.

Urobek wydobyty z dna morskiego jest własnością Skarbu Państwa, a w jego imieniu gospodarują nim właściwi dyrektorzy urzędów morskich. To oni odpowiadają nie tylko za bezpieczeństwo żeglugi, ale też za gospodarkę piaskiem morskim.

W praktyce oznacza to, że każda tona urobku jest mieniem publicznym i podlega ścisłej kontroli.

Jeżeli prace pogłębiarskie prowadzi sam urząd morski – tak jak miało to miejsce w 2024 roku, gdy Urząd Morski w Gdyni pogłębiał tor podejściowy do Ustki i prowadził refulację pobliskich plaż – powstały materiał trafia z reguły na wskazane klapowisko lub od razu na plażę, lecz nie można go przekazać bezpośrednio prywatnemu inwestorowi.

Przepisy nie przewidują bowiem trybu, w którym mienie Skarbu Państwa, jakim jest urobek, mogłoby zostać „odsprzedane” lub „przekazane” przedsiębiorcy bez procedur.

Skalę problemu najlepiej ilustruje przykład rozbudowy terminalu kontenerowegoBalticHub. Aby zbudować nowy terminal T3 i zalądowić 36ha akwenu, inwestor potrzebował ok.4,3mlnm³ piasku o ściśle określonych parametrach geotechnicznych.

Teoretycznie materiał ten mógłby pochodzić z prowadzonych równolegle prac pogłębiarskich w ZatoceGdańskiej, lecz w praktyce było to niemożliweUrządMorski nie ma uprawnienia do bezpośredniej sprzedaży surowca budowlanego. Tymczasem budowa postępowała, a inwestor musiał w krótkim czasie znaleźć setki tysięcy ton wypełnienia z innych źródeł.

Na przeciwległym krańcu wybrzeża, w Szczecinie, sytuacja wyglądała odmiennie. Prywatny właściciel terminalu do przeładunku metanolu prowadził pogłębianie nabrzeża w pasie 30m od linii brzegowej. I - za zgodą Dyrektora UrzęduMorskiego w Szczecinie – natychmiast wykorzystywał wydobyty refulat do rozbudowy własnej infrastruktury. Urząd racjonalnie uznał, że materiał pozostaje w granicach terenu przedsiębiorstwa, które ma prawo władać również pasem wody do 30m od nabrzeża, więc poza standardowymi uzgodnieniami środowiskowymi nie wprowadzono dodatkowych ograniczeń.

Oba przypadki pokazują, że pozyskiwanie i wykorzystywanie refulatu nie jest uregulowane w jednolity sposób.

Brakuje ustawowej definicji refulatu i jasnych procedur wskazujących, czy stanowi on własność Skarbu Państwa, a jeśli takna jakich zasadach można przekazywać go podmiotom prywatnym. 

Wątpliwości nie budzą jedynie transakcje między jednostkami publicznymi. Gdy UrządMorski w Szczecinie pogłębiał tor wodny, bez przeszkód przekazał urobek Zarządowi Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. Taka wymiana wewnątrz podmiotów SkarbuPaństwa nie rodzi problemów z ekwiwalentnością ani z wyceną materiału.

Jednak w przypadku firm prywatnych natychmiast pojawiają się kwestie:

  • ceny,
  • ryzyka niedozwolonej pomocy publicznej,
  • odpowiedzi na pytanie, dlaczego to właśnie dana spółka – a nie inna – otrzymała (nawet odpłatnie) refulat.  

Problem koncesjonowania wydobycia urobku

Kolejną przeszkodą jest to, że urobek morski – zgodnie z ustawą Prawo geologiczne i górnicze – jest traktowany jak każda inna kopalina. Oznacza to, że jego wydobycie w celu osiągnięcia korzyści gospodarczej wymaga uzyskania koncesji geologiczno‑górniczej. Aby jednak ubiegać się o koncesję, podmiot musi dysponować tytułem prawnym do nieruchomości, a w przypadku dna morskiego administracja terenami należy do urzędów morskich, które same nie prowadzą działalności gospodarczej.

W efekcie prywatny inwestor, nawet gdyby posiadał flotę pogłębiarek i laboratoria badawcze, nie ma narzędzia, by legalnie wydobyć urobek z toru wodnego prowadzonego przez urząd morski i przenieść go na swoją inwestycję.

Jeśli urobek nie może zostać zagospodarowany w bezpośrednim sąsiedztwie, trafia na wyznaczone klapowisko, czyli miejsce odkładu. Z biegiem lat takie pola tworzą rozległe sztuczne ławice, które teoretycznie mogłyby służyć jako „bank” materiału dla przyszłych projektów hydrotechnicznych, lecz ponowne pobranie złoża wymagałoby nowej koncesji i pełnej procedury oceny oddziaływania na środowisko. W rezultacie piasek, który już raz został wydobyty i przetransportowany, najczęściej pozostaje w klapowisku na dziesięciolecia.

Rynek zdaje sobie sprawę z tej luki prawnej, dlatego jedynym efektywnym sposobem pozyskiwania dużych ilości kruszywa morskiego pozostaje klasyczna działalność górnicza pod pełną koncesją.  

Tutaj pojawia się prywatna spółka  –  chyba jedyny przedsiębiorca w Polsce, który uzyskał długoterminowe koncesje na eksploatację złóż „Południowa Ławica Środkowa” i „Zatoka Koszalińska”.  

Procedura koncesyjna trwała około ośmiu lat i wymagała szeregu wierceń geologicznych, kompleksowych raportów środowiskowych, uzgodnień z administracją morską i organami ochrony przyrody.

Dzięki temu firma dysponuje dziś zasobem ponad siedemdziesięciu milionów ton kruszywa morskiego. Do jego pozyskiwania wykorzystywana jest pogłębiarka DC Orisant (zbudowana w 2018 roku jednostka typu TSHD o długości 142 metrów i spalinowo‑elektrycznym napędzie), która na bieżąco odsiewa materiał i odprowadza do ładowni wyłącznie frakcję żwirową o założonym granulometrze.

Kosztowna działalność wydobywcza

Jakość wydobywanego kruszywa z dna morskiego jest bardzo wysoka. Dzięki naturalnemu płukaniu osadów w wodzie morskiej materiał jest pozbawiony zanieczyszczeń organicznych, charakteryzuje się dobrą wytrzymałością na miażdżenie i wysoką mrozoodpornością, co czyni go idealnym do betonów konstrukcyjnych, mieszanek bitumicznych i robót hydrotechnicznych. Struktura złoża powoduje, że udział frakcji grubych, czyli kamieni i grubego żwiru, wynosi około osiemdziesięciu procent, a frakcje piaskowe jedynie dwadzieścia procent, co jest dokładnym odwróceniem proporcji typowych żwirowni lądowych.

Nie zmienia to faktu, że wydobycie morskie jest kosztowne. Pogłębiarka klasy DC Orisant to pływająca fabryka, której utrzymanie i amortyzacja wymagają znaczących nakładów. Statek musi pokonywać około dziewięćdziesiąt mil morskich między złożem a portem rozładunku, a każde wejście do portu wiąże się z opłatami i skomplikowaną logistyką.

Co więcej, brak realnej konkurencji sprawia, że ceny kruszywa morskiego utrzymują się na wysokim poziomie. Mimo to inwestorzy portowi i tak preferują ten materiał, bo alternatywą jest dowóz kilku milionów metrów sześciennych piasku drogą lądową, a to generowałoby tysiące kursów ciężarówek, korki i emisję CO₂.

W Europie Zachodniej eksploatacja złóż morskich ma długą tradycję.

Największym producentem jest Wielka Brytania, a za nią plasują się Dania, Holandia i Belgia. Polska dopiero buduje ten segment rynku, wydobywając obecnie do miliona ton kruszywa rocznie. Ale nawet przy większej skali wydobycia w Polsce zaspokoiłoby to około połowy zapotrzebowania budowlanego Pomorza w okresach wysokiej koniunktury.

Wysoka cena surowca, brak alternatywnych dostawców i formalna niemożność pozyskania refulatu bezpośrednio od urzędów morskich sprawiają, że inwestorzy portowi znajdują się między młotem a kowadłem.

Albo korzystają z drogiego, lecz natychmiast dostępnego kruszywa z koncesji komercyjnej, albo ponoszą ogromne koszty transportu lądowego.

Dopóki ustawodawca nie stworzy jasnych reguł, które pozwolą urzędom morskim legalnie sprzedawać lub gospodarować urobkiem – np. na drodze przetargu – refulat pozostanie paradoksalnie materiałem deficytowym. A przecież leży tuż pod naszymi stopami, a właściwie pod kilkunastoma metrami wody.

Refulat jako odpad – jeszcze jeden problem prawny

Z chwilą, gdy analizy wykazują przekroczenie dopuszczalnych stężeń metali ciężkich, czy związków ropopochodnych, refulat staje się odpadem (w rozumieniu ustawy z14grudnia2012r.oodpadach).

Ten status uruchamia pełną kaskadę obowiązków administracyjnych.

Po pierwsze materiał musi trafić do podmiotu posiadającego decyzję na przetwarzanie, a więc na rodzaj odzysku oznaczony symbolem R5 – „recykling lub odzysk innych nieorganicznych materiałów”. Dopiero tam, pod nadzorem Inspekcji Ochrony Środowiska, przeprowadza się proces oczyszczania, odsiewania i stabilizacji, którego finalnym efektem ma być kruszywo spełniające normy budowlane.

Sama procedura utraty statusu odpadu jest wieloetapowa. Laboratorium akredytowane musi sporządzić pełny profil fizykochemiczny urobku. Jeżeli jakakolwiek wartość przekroczy limity określone w rozporządzeniu Ministra Klimatu z 2stycznia 2020r. wsprawie katalogu odpadów i wytycznych HELCOM, materiał pozostaje odpadem i nie może być nigdzie wykorzystany, tylko zutylizowany.

Dopiero uzyskanie wyników mieszczących się w normach otwiera drogę do wniosku o utratę statusu odpadu, który składa się łącznie z projektem technologii odzysku, charakterystyką końcowego produktu, planem monitoringu jakości i oświadczeniem, że kruszywo będzie trafiać do ściśle określonych zastosowań budowlanych.

Inwestorzy muszą zatem nie tylko badać kruszywo, lecz także weryfikować, czy dostawca dysponuje decyzją na przetwarzanie odpadów wydaną na podstawie ustawy o odpadach. Brak aktualnego zezwolenia oznacza ryzyko kar administracyjnych oraz odpowiedzialności solidarną za potencjalną szkodę w środowisku.

Dopóki nie powstanie dedykowane rozporządzenie dla morskiego urobku, procedura odzysku pozostanie najwęższym gardłem w łańcuchu dostaw kruszyw do dużych inwestycji hydrotechnicznych i portowych.

Samodzielne pozyskiwanie refulatu przez inwestora budującego terminal

W przypadku, gdy firma odpowiedzialna za budowę portowego terminalu chciałaby sama pozyskiwać refulat z pogłębiania dna morskiego i wykorzystywać go do swojej inwestycji, w zasadzie jest to niemożliwe.

Po pierwsze, firma musiałaby w pierwszej kolejności wygrać przetarg na prace pogłębiarskie w danym obszarze. To samo w sobie jest wyzwaniem. Takie przedsięwzięcia są dużymi inwestycjami i wymagają specjalistycznego sprzętu oraz doświadczenia w realizacji prac hydrotechnicznych.

Po drugie, taka firma musiałaby zapewnić odpowiednie zasoby kadrowe, organizacyjne oraz narzędziowe, które umożliwiłyby przeprowadzenie takiego projektu w sposób zgodny z przepisami prawa. Tylko firma posiadająca odpowiednią wiedzę, doświadczenie i sprzęt byłaby w stanie przeprowadzić takie prace w sposób profesjonalny i zgodny z obowiązującymi normami ochrony środowiska. Jednocześnie byłaby odpowiedzialna za budowę terminalu, co także jest jeszcze bardziej angażującym przedsięwzięciem.

Po trzecie, firma musiałaby udowodnić ekwiwalentność świadczeń w procesie pobierania refulatu i jego późniejszego wykorzystania w ramach realizowanej inwestycji.

Ponadto, istotnym zagadnieniem jest również kwestia pomocy publicznej. W przypadku pozyskiwania refulatu przez firmę budującą terminal, istnieje ryzyko, że może to zostać uznane za nieuzasadnioną pomoc publiczną ze strony Skarbu Państwa. A to może generować dodatkowe procedury kontrolne, mające na celu wykluczenie nieprawidłowości.

Okazuje się, że decyzja o wykorzystywaniu refulatu z pogłębiania dna morskiego przez tę samą firmę, która realizuje projekt budowlany, jest bardzo utrudniona.

Ostatecznie, przedsiębiorstwa budujące np. terminale, pozyskują piasek ze źródeł lądowych i firm komercyjnych.

Propozycje zmian w przepisach prawnych

Aby uprościć i przyspieszyć proces wykorzystania refulatu w budowie terminali oraz innych inwestycjach infrastrukturalnych, konieczne jest wprowadzenie szeregu zmian prawnych. 

W szczególności, trzeba uwzględniać usprawnienie procedur administracyjnych oraz klarowne określenie zasad, które umożliwią wykorzystanie refulatu w sposób efektywny i zgodny z normami ochrony środowiska.

Poniżej kilka naszych sugestii:

   1.  Stworzenie dedykowanego rozporządzenia dotyczącego refulatu

Konieczne byłoby opracowanie szczegółowego rozporządzenia, które w sposób jednoznaczny określi procedurę przekształcania refulatu w materiał budowlany.

Przepisy te powinny obejmować m.in. normy jakościowe, procesy odzysku oraz wymagania systemowe.

Warto przy tym odwołać się do analogicznych regulacji dotyczących innych materiałów odpadowych, takich jak destrukt asfaltowy.

Takie rozporządzenie mogłoby zdefiniować standardy jakościowe, np. dopuszczalny poziom zanieczyszczeń w refulacie oraz określić szczegółowe procesy oceny i monitoringu.

   2.  Nadanie specjalnych uprawnień urzędom morskim do sprzedaży refulatu

Urzędy Morskie, jako instytucje odpowiedzialne za zarządzanie obszarami morskimi w Polsce, powinny uzyskać specjalne uprawnienia do sprzedaży wydobytego refulatu lub jego przekazywania na innej podstawie prawnej.

Dziś brak takich regulacji skutkuje tym, że nie można przekazać urobku inwestorom prywatnym w sposób w pełni legalny. A to blokuje efektywne wykorzystanie refulatu w budowie infrastruktury portowej.

Przykładem zmiany może być nowelizacja ustawy z dnia 21 marca 1991 r. o obszarach morskich Rzeczypospolitej Polskiej i administracji morskiej.

   3.  Uproszczenie procedur administracyjnych

Aktualne procedury związane z uzyskiwaniem koncesji na wykorzystanie refulatu są czasochłonne i skomplikowane. Procesy administracyjne związane z pozyskaniem odpowiednich zezwoleń na jego wydobycie, transport czy wykorzystanie w budownictwie często trwają od kilku miesięcy do kilku lat, co znacznie wydłuża czas realizacji inwestycji.

Należy wprowadzić jednolitą procedurę, która obejmowałaby wszystkie etapy:

  • od uzyskania zezwolenia na usunięcie refulatu z wód,
  • przez ocenę oddziaływania na środowisko,
  • po decyzję o jego odzysku.

Takie postępowanie mogłoby być realizowane w ramach jednego organu administracyjnego, co znacznie przyspieszyłoby procesy i zminimalizowało biurokratyczne opóźnienia.   

   4.  Wprowadzenie jasnych kryteriów klasyfikacji refulatu

Obecnie nie ma jednoznacznych kryteriów określających moment, w którym refulat przestaje być odpadem, a zaczyna być traktowany jako materiał do odzysku. W związku z tym dobrym pomysłem wydaje się opracowanie szczegółowych kryteriów klasyfikacji refulatu, które umożliwią jego szybsze uznanie za materiał budowlany.

Takie przepisy powinny jasno określać, kiedy refulat przestaje być odpadem w rozumieniu prawa ochrony środowiska, a staje się materiałem, który można wykorzystać w budownictwie.

Kryteria te mogłyby obejmować minimalne wymagania dotyczące jakości refulatu, np. dopuszczalne stężenia metali ciężkich, zanieczyszczeń organicznych i chemicznych, a także procedury monitoringu w trakcie i po wykorzystaniu materiału w inwestycjach.

Wprowadzenie tych zmian pozwoli na bardziej efektywne wykorzystanie refulatu, co z jednej strony obniży koszty inwestycji infrastrukturalnych, a z drugiej przyczyni się do bardziej zrównoważonego zarządzania zasobami naturalnymi i ochrony środowiska.

Podsumowanie

Wykorzystanie refulatu z pogłębiania dna morskiego w budowie terminali portowych oraz innych inwestycji infrastrukturalnych stanowi znaczący potencjał zarówno z ekonomicznego, jak i ekologicznego punktu widzenia.

Refulat, będący urobkiem powstającym podczas pogłębiania torów wodnych, zawiera różne materiały, takie jak piasek, muł, żwir, które mogą być użyteczne w budownictwie, o ile spełniają odpowiednie standardy jakościowe.

Jednak proces wykorzystania refulatu w Polsce napotyka szereg trudności prawnych i administracyjnych, które znacząco wydłużają czas realizacji inwestycji i podnoszą koszty. Związane są one przede wszystkim z klasyfikowaniem refulatu jako odpad, co wiąże się z koniecznością przejścia przez czasochłonne i kosztowne procedury odzysku.

Brak dedykowanych przepisów dotyczących statusu „produktu ubocznego” oraz niejednoznaczne regulacje utrudniają przekształcenie refulatu w materiał budowlany.

Istotnym wyzwaniem jest również status prawny refulatu, który jako własność Skarbu Państwa znajduje się pod Zarządem Urzędów Morskich. W wyniku tego, Urzędy Morskie, mimo iż odpowiadają za gospodarkę morską, nie mają uprawnień do bezpłatnego przekazywania lub sprzedaży wydobytego refulatu inwestorom prywatnym.

Dodatkowo, komercyjne wydobycie urobku z dna morskiego wymaga koncesji, co stwarza dodatkowe bariery w dostępie do tego materiału.

Niemniej, wydaje się, że przy dobrej woli organów administracji państwowej można ten temat dosyć zgrabnie i efektywnie uregulować z korzyścią dla wszystkich podmiotów biorących w portowych inwestycjach.